Wystawa Europejska - Austria Wels 2019

Europejska Wystawa Psów Rasowych Austria Wels 2019 ... niesamowity czas…, myślę że na długo zostanie w mojej pamięci...

Zaczęło się od tego, że koleżanka zrezygnowała z wyjazdu... trudno bywa. No nic dałam wici o wolnym miejscu na fb odezwało się nawet kilka osób ... oferując swoje towarzystwo, ale bez chęci partycypowania w kosztach... Pięknie podziękowałam, dochodząc do wniosku, że sama ze sobą i psami też się nie nudzę, a przy okazji nie muszę się oglądać na cudze potrzeby .. wolność rządzi. Postanowiłam, jadę sama, tym bardziej, że to dla mnie nie nowina i te 900 km w jedną stronę to pestka. Było naprawę super. Samochód po remoncie warczał wesoło ja i psy w dobrych humorach. Pierwszy nocleg w jeszcze w Polsce, kąpiel psiaków. Rano dalej. Na trasie spotykam znajomych. Raźniej się jedzie mając świadomość że niedaleko w tym samym celu, pomykają inni szaleni :P .

Austria, docieram do hotelu położonego ledwie 20 km od wystawy. Miejsce wydaje się super. Po drugiej stronie ulicy widzę las. O myślę jest gdzie iść z psami. Upewniam się na recepcji że tam można spacerować z pupilami, pani mówi że tak, oczywiście tylko raczej na smyczy. Ok. po długiej podróży pierwsza rzecz pędzę z psami na upragniony spacer. Zapowiada się miło są inni, spacerowicze też z psami, ludzie się uśmiechają, rodziny na rowerach... idę, idę... patrzę i szok.... las, pole obsiane żytem i... rozrzucone luźno tu i ówdzie groby. To był cmentarz…

Następnego dnia wstałam o 5 szybko z psami na spacer, wyczesanie i takie tam.. jak to przed pokazem, prysznic, śniadanie i o 7:30 jestem w samochodzie. GPS pokazuje 30 minut jazdy. I fakt 19 kilometrów jadę … marzenie. Nagle, stop, korek. 20 metrów w 20 minut....Zerkam na zegarek jest 8:20, no nic, myślę,  jeszcze nam czas Dandie idą 10:15. Kolejne 40 metrów jest za dziesięć dziewiąta. Lekko się rusza, ale do parkingów kawał... do tego trzeba dotrzeć na halę... numerki przygotować psy... Mino to nadal jestem dobrej myśli mam czas… przynajmniej taką mam nadzieję… Po pewnym czasie z lekkim niepokojem obserwuję, jak ludzie wypakowują psy ( są w kilka osób i mają komu zostawić samochód) i na piechotę, pędem ruszają w stronę hal wystawowych.

9:20 mijam rondko z którego jest wjazd na parking vip. Pewnie i nasze parkingi niedaleko myślę.  Młody człowiek nikogo nie wpuszcza.. czas płynie coraz szybciej.. parkingu nie widać.. 9:30 ja dalej w samochodzie. Dzwoni koleżanka, okazuje się że parkingi są daleko i z pewnością, nie zdążę wrócić z manelami i psami... W desperacji zawracam. Staję przed wjazdem dla vip. Jedna strona jezdni jest na sztywno zablokowana, trudno najwyżej to jest moje miejsce parkingowe myślę. Wyjmuję wózek, klatki, psy.. spinam majdan. W tym czasie młody chłopak odprawił Włochów którzy chcieli wjechać. Podchodzi do mnie, niezrażona tym mówię do niego:.”Sorry I'm from Poland. I'm alone... I was going here a lot of kilometres... I need help, you must help me... my dogs are started at 10 ... "... I nie uwierzycie ale stał się cud, chłopak odsunął się od bramki dając mi wolną drogę… „ten minutes” powiedział i ... wjechałam ? Szybko zaparkowałam byle gdzie, biegiem do psów i pędem na halę... ale po drodze kolejka:  weterynarz, wejściówki... Nie ukrywam, zdesperowana wepchałam się w ten tłumek i przeszłam dość szybko. Ciągnę wózek i pędzę jak najszybciej. Szukam mojej hali, mijam jedną, drugą.. jest! ringu jest!. Widzę znajome twarze. Jest ok :). Myślę: wezmę numery startowe i rozpakuję się jest 9:50. Montie wchodzi w Championach powinnam zdążyć nawet co nieco przygotować psy… Zostawiam mój dobytek, biegnę po numerki. Po maratonie z wózkiem pot się ze mnie leje, pewnie wyglądam jak po saunie, ale nic to. Podaję kartę zgłoszenia, a tu zonk !? Nie ma suczki Yasminy w katalogu.. szukamy jest w : psach. Jest niemal dziesiąta, a tu każą mi iść do informacji wyjaśnić, a sędziowanie ma zacząć się za chwilę …, stolik nie rozłożony, psy w klatkach... zostawiam wszystko i pędzę do informacji, którą najpierw muszę zlokalizować... biegnę.. Jest!, a do niej kolejka ze sto osób! Opadam z sił... to koniec, wszystko na nic…, nie ma mocnych, nie zdążę ... myślę. Ale nie, jest wolna jakaś kobitka z plakietką organizatora. Dopadam do niej. Pot, prezent od pani klimakterycznej, połączonej z nadwagą, to z kolei słodki podarek od niejakiego Hashimoto … zalewa mi oczy, kapie z nosa i chyba wyglądam straszenie, bo pani odsuwa wszystkich i potwierdza, że Yasmina jest suczką jest pomyłka, ma dostać numerek psa - czyli jej zmienie w systemie komputerowym. Już miałam wracać ale! Stop. Podpis pod tym poproszę. Mam, biegnę z powrotem, sekretarz ringu marudzi ale daje mi numerek... łapię oddech. Przy zaprzyjaźnionych, przemiłych francuzach Cathy i Marc, rozkładam stolik. Szybko szykuję Montiego i Yasminkę. Na ringu właśnie rozpoczyna się sędziowanie Dandie. Dzięki dwóm cudownym dziewczynom Iwonie i Irenie  (DZIĘKUJĘ dziewczyny jesteście wspaniałe ❤) udaje mi się wszystko ogarnąć i pokazać ładnie przygotowane psiaki.

Po tych wszystkich przeżyciach, finał o jakim nawet nie marzyłam: Montuś II lokata w klasie championów V-ice Zwycięzca Europy!, a kochana Yasminka zwycięża w swojej klasie i wraca do domu z tytułem Młodzieżowy Zwycięzca Europy 2019!!!, powtarzając sukces swojej mamy z Brukseli w 2016r.

Wracam do domu, zmęczona ale szczęśliwa. Droga powrotna też nie bez emocji w upale 36°C... ominęłam zjazd na autostradzie w Niemczech... GPS się rozłączył ... nadleciało niemal 50 km. Ale nic to, wiadomo musi coś się dziać bez tego było by po prostu nudno laughing

Wspólne zdjęcie moich zwycięzców laughing

 YASMIN Canis Terra (Yasminka) na honorowym podium

dyplomy:

karty z katalogu w tym Yasminka w grupie z psami klasa młodzieży ;) 

 

 MORTIMOR Canis Terra (Montuś ) w pięknej stawce psy klasa Championów